Historia wielkich ssaków wyczytana z ich odchodów (embargo do 19.11, godz. 20.00)

18.11. Warszawa (PAP) - Analizy odchodów mamutów i innych wielkich ssaków z Ameryki Północnej pomogły wyjaśnić okoliczności ich masowego wymierania. Zachodzące na dużą skalę zmiany środowiska i pożary były skutkiem, a nie przyczyną zagłady olbrzymich ssaków - czytamy w "Science". Jedną z bardziej dramatycznych zmian środowiska w historii Ziemi była zagłada wielkich zwierząt - mamutów, mastodontów, olbrzymich leniwców, kangurów, moa i innych gatunków. Naukowcy od dawna dociekają, co było przyczyną ich zniknięcia i jak ich wymarcie wpłynęło na środowisko. Reprezentanci megafauny zamieszkiwali m.in. Amerykę Północną około 20 tys. lat temu. Dotąd ustalono, że mniej więcej do 10 tys. lat temu z powierzchni tego kontynentu znikło 34 rodzajów tych zwierząt, w tym 10 gatunków zwierząt ważących powyżej tony. Wiadomo też, że mniej więcej w tym samym czasie raptownie zmieniało się środowisko: w stosunkowo krótkim czasie ociepliło się, ochłodziło i jeszcze raz ociepliło; było wiele pożarów, zmienił się też skład gatunkowy roślinności. Dodatkowo pojawili się wcześni mieszkańcy Ameryki Północnej wraz ze swoją prehistoryczną kulturą Clovis. Wszystkie te zmiany postrzegano dotąd jako możliwe przyczyny wymarcia wielkich zwierząt. Do tego część naukowców utrzymuje, że około 13 tys. lat temu na Ziemię spadł meteoryt, wzniecając pożary, powodując wymarcie megafauny i kładąc kres kulturze Clovis.

Okoliczności zaniku amerykańskiej megafauny badała ostatnio Jacquelyn Gill z University of Wisconsin-Madison (USA). Wraz ze współpracownikami wpadli na pomysł, by historię wielkich ssaków odtwarzać z analiz zarodników maleńkich grzybów z rodzaju Sporormiella. Co szczególne, grzyby te rozsiewają swoje zarodniki w odchodach dużych zwierząt roślinożernych. Ilość zarodników daje więc pojęcie o masie odchodów prehistorycznych zwierząt, mówiąc pośrednio o historycznej liczebności tych ssaków.

W osadach dennych jeziora w stanie Indiana naukowcy szukali nie tylko zarodników, ale także pyłków roślin i drobin węgla drzewnego - pozostałości prehistorycznej flory i śladów dawnych pożarów.

Analiza zarodników, pyłków i węgla doprowadziła badaczy do wniosku, że schyłek amerykańskiej megafauny rozpoczął się około 14,8 tys. lat temu i trwał ponad tysiąc lat, a poważne zmiany roślinności i pożary zaczęły się później.

Do wymierania doszło też wcześniej, niż sugerowany czas uderzenia w Ziemię meteorytu. Dlatego, zdaniem autorów badania, zmiany w środowisku i kosmiczna katastrofa nie były przyczyną zagłady zwierząt. Mało prawdopodobne jest również, by doprowadziła do niej zmiana klimatu - uważają. Zmieniający się klimat mógłby bowiem oddziaływać na zwierzęta przede wszystkim poprzez zmiany roślinności, ale ta zmieniła się przecież już po zagładzie megafauny.

A co z ludźmi? Długi czas dowodzono, że do wymarcia wielkich ssaków doprowadzili myśliwi z kultury Clovis. Analizy zarodników grzybów świadczą jednak o tym, że schyłek megafauny zaczął się wcześniej, niż wskazują na to dane z wykopalisk. Jeśli za zagładę wielkich ssaków odpowiadają ludzie, musieliby to być jacyś poprzednicy przedstawicieli Clovis. Archeologiczne dowody na ich ewentualną obecność w Ameryce są jednak skąpe i dość kontrowersyjne - zauważa w artykule towarzyszącym Christopher Johnson z James Cook University w Townsville w Queensland.

Z badań tych zaczyna się wyłaniać nowy obraz początku końca megafauny. Nie można wykluczyć, że główną falę wymierania spowodowali jednak jacyś myśliwi, byli jednak raczej nieliczni i niezbyt wyspecjalizowani w zorganizowanych polowaniach - czytamy. Ich bardziej zaawansowani następcy z kultury Clovis mogli natomiast przybić gwóźdź do trumny mocno zdziesiątkowanych i coraz trudniejszych do upolowania olbrzymów.

Co jednak najważniejsze, Gill i jej współpracowników sugereują, że wymarcie megafauny było przyczyną, a nie skutkiem wielkich zmian ekologicznych. W okresie wcześniejszym niż 14,8 tys. lat krajobraz badanej części Ameryki przypominał sawannę - nad wielkimi łąkami górowały gdzieniegdzie świerki i nieliczne drzewa liściaste. Pożarów niemal nie było. Po wymarciu roślinożernej megafauny zdecydowanie przybyło drzew, zwłaszcza liściastych. Z biegiem czasu masa drewna mogła się stać bardzo dostępną pożywką dla ognia. Wielkie pożary zaczęły się około 14 tys. lat temu i nawracały co kilkaset lat przez kilka kolejnych tysiącleci. (PAP) Zan/ yy

Opublikowano: 2009-11-18 17:45

Uwaga! Artykuł pochodzi z portalu internetowego Serwis Naukowy PAP.